None

Krzysztof Palczewski

23.09.1967 - 14.12.1994

Nota biograficzna

Krzysztof Palczewski, syn Edwarda i Celiny Palczewskich, szósty z dziewięciorga dzieci. Żył 27 lat, umierając w 1994 roku na skutek remisji choroby. Krzysztof... To był taki "Amerykański wujek". A pochodzę z czasów kiedy wszystko co amerykańskie było jak z bajki. Młody, zawsze uśmiechnięty gość, opalony, szczupły, często z gołą klatą i wieczną burzą włosów na głowie! Może to po nim mam tę swoją wichurę?? Noszący niezliczone dzieciaki swoich sióstr i brata "na barana". Naciągający na głowę sweter i udający "Dziamrę", która zamiast nastraszyć rozrabiaków, wywoływała jeszcze głośniejsze salwy śmiechu. Do tego nieodłączny, wielki ówczesny boombox i najlepsza muzyka na full kiedy pracował. Albo gdy potrzebował samotności, stojący cierpliwie, w swoich rybackich "kowbojkach" po pośladki w jeziorze, z wędką w dłoni. Tak wygląda wspomnienie lata z najfajniejszego okresu dzieciństwa i ten właśnie wujek jest jego nieblaknącym, barwnym elementem. I nie rozumiem dlaczego takich ludzi zabiera choroba, ludzi którzy mają w sobie tyle pozytywnej energii. Mam też wspomnienie, które ogromnie potargało moją wówczas nastoletnią psychikę. Wspomnienie mamy, która odebrała telefon o remisji choroby swojego brata. Wspomnienie mojej równie wesołej i pozytywnej (ewidentnie byli z tej samej gliny ulepieni) mateczki tłumiącej płacz w piwnicy, która czuła, że tym razem nie skończy się dobrze. Że ostatni rozdział przygód Krzysia dobiega smutnego końca. Cudownie było mieć go choć przez te kilkanaście lat. I cudownie mieć go teraz tutaj, na wyciągnięcie wirtualnej ręki❤️ - wspomnienie siostrzenicy Joanny Odszedł, zmarł, nastała cisza. Jeszcze wtedy nie rozumiałam co to znaczy, w 1994 roku miałam 9 lat. Pamiętam łzy mojego taty, pamiętam ciszę i smutek, pamiętam zegarek, który zatrzymał się o 7:25 - w godzinę Jego śmierci. Pamiętam przygotowania do wielkiej podróży, ostatniej Jego drogi z Sosnowca do Judzik. Dla mnie było to pierwsze doświadczenie straty, tak wielkiej straty. Krzysztof był, młodszym o dziewięć lat, bratem mojego taty, moim ulubionym wujkiem. Wujkiem zawsze pogodnym i wesołym, wujkiem, z którym można było rozrabiać i wygłupiać się do nocy. Moje pierwsze wspomnienie wujka Krzyśka - a właściwie Krzyśka, bo tak chciał żebyśmy do niego mówili pochodzi z 1988 roku, kiedy przyjechał do nas na przepustce z wojska, w mundurze. Pamiętam jak ukryta za ścianą podglądałam wujka zdejmującego mundur. Byłam trochę zawstydzona, trochę podekscytowana - i naprawdę mam w głowie ten obraz oraz uczucia, które wtedy mi towarzyszyły, pomimo, że miałam tylko trzy lata. Krzysztof, pomagał mojemu tacie remontować mieszkanie. Bo Krzysztof, był dobrym człowiekiem, zawsze skorym do pomocy. I tutaj przychodzi na myśl kolejne wspomnienie, kiedy wnosił taborety do kuchni moich dziadków - dwa miesiące przed swoją śmiercią. Był pomocny i uczynny. Pamiętam czerwono-czarny motor, na którym jeździłam z Krzyśkiem. Pamiętam jak mnie wiózł na nim znad jeziora kiedy, w gorący lipcowy dzień, dostałam temperatury. Pamiętam jak puszczał muzykę, dużo muzyki. Krzysiek miał bardzo wiele kaset i każde wakacje u babci wypełniała muzyka puszczana z jego "miniwieży" (którą moja kuzynka Joanna nazwała boomboksem). Jego ulubiona piosenka "Przeżyj to sam" zespołu Lombard jeszcze długo wywoływała smutek i łzy od już od pierwszych dźwięków. Dziś niezmiennie się z nim kojarzy, jednak teraz przywołuje ciepło w sercu na wspomnienie rozmarzonego uśmiechu Brata i Wujka, kiedy cieszył się chwilą śpiewając refren. - wspomnienie bratanicy Magdy
Kod pamięci ©2024 Dowiedz się więcej