None

Józef Braszka

12.03.1884 - 27.08.1940

Nota biograficzna

Józef Braszka urodził się 12 marca 1884 roku w Bestwinie pod nr 115. Jego rodzice to Jan i Anny z domu Chmielniak. Poród odbierała Piątek Anna. Został ochrzczony 13 marca 1884 roku przez ks. Andrzeja Kubalę, który był bratem już ś.p. proboszcza Jakuba Kubali. Chrzestnymi zostało małżeństwo Franciszek i Anna Szlosarczyk, byli kmieciami, czyli bogatymi rolnikami. Mieszkali pod nr. 116. Dziadek i babcia ze strony ojca to Antoni i Tekla z domu Gleindek. Natomiast ze strony mamy to Antoni Chmielniak i Teresa z domu Niemczyk. Prawdopodobnie rodzina Braszków pochodziła z okolic lub samego Andrychowa. Ojciec Józefa urodził się w 1840 roku w Bestwinie. Mieszkali pod różnymi numerami. Józef miał na pewno dwóch stryjów - Józefa (ożenił się w Bestwince) oraz Franciszka. Ożenił się z Zofią Grzybowską 2 czerwca w 1917 roku w Zakopanem. Nie mieli dzieci. (źródło: Księgi parafialne parafii w Bestwinie)

W latach 1891 do 1896 uczęszczał do szkoły ludowej w Bestwinie. Został wpisany do Złotej Księgi, która znajduje się w Muzeum Regionalnym. Dalszą naukę podjął gimnazjum polskim w Wadowicach. Następnie, ukończył studia polonistyczne na UJ w Krakowie. Pracę rozpoczął w 1908 roku w Tarnowie, następnie pracował w Drohobyczu oraz w Realnym Gimnazjum TSL im. Asnyka w Białej. Jego lekcje cechowała wyjątkowa głębia wartości patriotycznych i humanistycznych – uczył młodzież umiłowania ziemi ojczystej i wierności Ojczyźnie. Podczas I wojny światowej prowadził prelekcje dla parafian w Bestwinie. Był zaangażowany podczas wyzwalania Białej spod zaborcy austriackiego w 1918 roku. (źródlo: Muzeum Regionalne w Bestwinie, ogłoszenia parafii w Bestwinie, strony internetowe)

Będąc profesorem gimnazjalnym prowadził zajęcia kółka polonistycznego. W 1927 roku wyszła drukiem broszura autorstwa Józefa Braszki „Dobór i ocena tematów zadań polskich w gimnazjach”, cz. I, wydana w Białej. (źródło – zbiory osobiste Doroty Surowiak)

Był czynnym członkiem Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego (członek Zarządu Oddziału Babiogórskiego PTT w Żywcu; współorganizator i pierwszy prezes Koła PTT w Białej (w marcu 1925 r. powstało Koło w Białej z Prezesem Józefem Braszką oraz członkami Zarządu Stanisławem Mertą, ks. A. Biegą, majorem Miodońskim i dr. L. Chrapaczyńskim); członek Zarządu Głównego PTT w latach 1927-1932), propagatorem spółdzielczości, prezesem Banku Ludowego i Powszechnych Kółek Rolniczych, organizatorem bibliotek powszechnych Towarzystwa Szkoły Ludowej. Angażował się w życie społeczne Bestwiny.

Ostatni adres zamieszkania to Bestwina nr 265 (obecnie ul. W. Witosa 25) u rodziny Stanclików. Na podstawie dokumentów z archiwum arolsen prof. Józef Braszka został aresztowany właśnie w tym budynku (dom do dzisiaj stoi). W okresie okupacji został aresztowany przez gestapo za udział w tajnym nauczaniu. Było to wiosną 1940 roku. Prawdopodobnie po krótkotrwałym uwięzieniu w Bielsku ( w czasie okupacji Niemcy zlikwidowali miasto Biała Krakowska i włączyli go do Bielska), stamtąd w transporcie zbiorowym 28.04.1940 r. przetransportowany został do KL Mauthausen i oznaczony jako więzień nr 7052, a następnie przeniesiono go do KL Dachau, zarejestrowany w obozowej ewidencji jako więzień nr 15129. Zginął w tym obozie 27.08.1940 roku. Urnę z prochami sprowadzono i złożono na bestwińskim cmentarzu w dniu 13.10.1940r. (źródła: kronika parafialna dokumenty z archiwum arolsen – on-line, link do strony https://collections.arolsen-archives.org/en/search?s=Braszka%20J%C3%B3zef ).  

WSPOMNIENIA

"Był jasnością w mrokach"

Wiktor Jan w książce „Okruchy słoneczne” (Warszawa 1961 r., s. 212-223) opisuje, jak współwięzień ocenia wspaniałą postać Józefa Braszki z okresu okupacyjnego tajnego kształcenia młodzieży, oraz kontaktów międzyludzkich w obozie:

 

    […] profesor Braszka był jasnością w mrokach, był zwiastunem dobrej nowiny. Służył Polsce kształtowaniem młodych dusz i charakterów. Gromadził na kompletach młodzież i w odrętwiałych, skazanych na zagładę duszach budził miłość do piękna mowy ojczystej, do poezji, do arcydzieł piśmiennictwa, rozpalał w sercach miłość do człowieka, nauczał, że trzeba odbudowywać w sobie zhańbione człowieczeństwo… Nawet Volks- i Reischsdeutsche czynili usilne starania o zwolnienie go z więzienia.

Jest i opis apelu we wspomnianej powyżej książce, gdy więzień Józef Braszka przeżywał swój akt męczeństwa i ostatnie chwile na ziemskim padole:

    […] za nic nie znaczące przewinienie, Niemiec jednego z więźniów rzucił na ziemię i skopał do nieprzytomności. Ów więzień był to mężczyzna w sile wieku, ale teraz osiwiały, wynędzniały starzec … ot, szkielet w pasiaku. W czasie okrutnego widowiska więźniowie stali w zupełnym odrętwieniu, bez ruchu i bez czucia. Patrzyli nie widzącymi oczami, nieczuli, chociaż tak blisko nich leżał łach ludzkiego ciała, zniekształcony, ostatkiem sił kurczący się, by twarz i serce zasłonić przed ciosami. Była taka cisza, jakby powietrze skamieniało. Słychać było tylko trzask bata i bulgot kopnięć, grzęznących w krwawym bagnie. … Niemiec odwrócił się nagle i omiótł spojrzeniem wyprostowane szeregi stojących nieruchomo bezdusznych brył o ludzkich twarzach. … I profesor Braszka stał w miejscu, a przecież wszystkie jego mięśnie pod pasiakiem napięły się, by zasłonić tamtego przed ciosami. … Niemiec dopatrzył się u Braszki tej gotowości całego ciała do niesienia pomocy, a na jego twarzy dojrzał wyraz niewypowiedzianego współczucia. Profesor mimo, że już godziły weń ciosy wściekłych spojrzeń, nie zmienił wyrazu twarzy. Niemiec mógł z niej odczytać potępienie: - „Nędzarzu, hańbisz człowieczeństwo; mordujesz bezbronnego. To jest twoją dumą? Takie jest twoje bohaterstwo?”. …Niemiec rozjuszony, z łbem pochylonym jak u byka, zaciskając rzemień zbliżył się powoli, w milczeniu, w skrzypie żwiru, wreszcie z rozmachem ciął profesora w twarz, a potem lewym kułakiem uderzył w szczękę. Profesor nawet nie jęknął. Zachwiał się i znów wyprostował. Teraz Niemiec mógł znowu odczytać wyraźnie z twarzy profesora: „Przyjdzie czas, że zawstydzisz się swego czynu i zapłaczesz nad swoją nędzą. O, mocarzu, jakżeś biedny!”. Niemiec wydarł go z szeregu za kołnierz, uniósł do góry, potrząsnął i odrzucił kopnięciem. Wychudłe ciało runęło na ziemię. Deptany, miażdżony już nie miał siły wstać. Oprawca oszalał. Zdawało się, że chce więźnia wgnieść w piach, w żwir, w glinę, aby śladu po nim nie zostało. Aresztancki łachman spływał krwią… Profesor usiłował wstać. Uniósł powieki. Szukał kogoś. Znalazł. Poruszył ręką i usiłował się podźwignąć. Błądził dłonią w pustce jak w mrokach życia, pragnąc z ręką oprawcy związać się uściskiem na żywot wieczny. Wargi dygotały mu od ostatnich tchnień, ale mówił słowa, które chciał, które musiał wypowiedzieć: „Tyś nieszczęśliwy z własnej winy. Człowieku, kiedy zrozumiesz, że dobro jest najwspanialszym twoim przeznaczeniem…? – szept na jego wargach zastygł wraz z uśmiechem, i już nic nie zdołały go usunąć i zedrzeć. …I pozostał tam, i leżał na piasku, we krwi, już nieruchomy, porzucony przez wszystkich. A obok jego zamordowany towarzysz, niby cień śmierci[…].

"Żył w służbie narodu"

Na zakończenie tego opracowania, posłużę się znowu fragmentami z książeczki Jana Wiktora:

[…] Wciąż widzę tę postać na tle gór, miał w sobie coś z kmiecia piastowskiego: poczucie godności, łagodność spojrzenia błękitnych oczu, czysty, niejako chłopięcy uśmiech. Najpiękniej uśmiechał się w chwilach uniesienia, entuzjazmu, zachwytu. W postępowaniu cechowała go uczciwość, przeistaczająca się w codziennych czynach w ewangeliczną dobroć; żył w służbie narodu i skrzywdzonego człowieka.

Post Scriptum: O tak wspaniałej osobie jak prof. Jozef Braszka można mówić wyłącznie serdecznie. Ostatnie dni jego życia zostały jednak nieco przekłamane w relacji różnych osób. Otóż, według jednych zginął w KL Mauthausen, chociaż w dokumentacji znajdującej się APMA-B nie ma śladu pobytu J. Braszki w tym obozie. Inni powołują się na śmierć w KL Auschwitz – gdzie faktycznie miały miejsce takie sadystyczne sceny jak opisał to Jan Wiktor w książeczce "Okruchy Słoneczne" – także brak jest w APMA-B śladów na ten temat. Jest jednak najbardziej wiarygodna wersja, że zginął w KL Dachau, gdyż ujmuje prof. Józefa Braszkę w swojej książce-wykazie ks. E. Chart, Spis pomordowanych Polaków w obozie koncentracyjnym w Dachau, Wyd. Słowo Polskie, s. 22 (źródło: https://www.tysol.pl/a95020-jerzy-klistala-jozef-braszka-byl-jasnoscia-w-mrokach ).

ZOSTAŁ ODKRYTY DOKUMENT, IŻ PROFESOR JÓZEF BRASZKA ZGINĄŁ W KL DACHAU. DODAM, ŻE TAK RÓWNIEŻ, ZAPISAŁ W KSIĘDZE ZMARŁYCH PROBOSZCZ PARAFII W BESTWINIE KS. DZIEKAN JÓZEF RĄCZKA, KTÓRY SPROWADZIŁ JEGO PROCHY DO BESTWINY.

Dr Franciszek Maga, świadek tego wydarzenia tak pisze w swojej książce „Bestwina i moja droga” „W kancelarii plebańskiej, na środkowej części biurka ustawił urnę, po bokach kwiaty i palące się świece, nad tym wszystkim górował ustawiony Krzyż Chrystusowy. Przed tym ołtarzykiem trwał godzinami na klęczniku w modlitwie. Dla bezpieczeństwa swojego i parafian, ksiądz starał się unikać rozgłosu i zbierania się na plebani większych grup ludzi. I tak przy urnie prof. Braszki na modlitwie było tylko zaufanych kilka osób. W trzecim dniu, po cichej mszy św. pogrzebowej, z urną z prochami na ołtarzu, w obecności 4 lub 5 osób, jeszcze przed godziną policyjną, na górnym cmentarzu odbył się pochówek – złożono urnę do głębokiego dołka wykopanego w grobie, najpewniej jego rodziców. W tym obrządku brała udział wdowa po profesorze. Taki był cichy i skromny, ukradkiem odbyty pogrzebek patrioty wyjątkowej wielkości, nauczyciela gimnazjalnego, którego lekcje cechowała wyjątkowa głębia wartości patriotycznych i humanistycznych – uczył młodzież umiłowania ziemi ojczystej i wierności ojczyźnie”.

Po latach wspomina jedna z jego uczennic mgr Antonina Fryniak-Kałużowa, która w jednym z roczników Kalendarza Beskidzkiego tak to ujmuje: […] profesor Braszka przez całe życie był siewcą. Hojnie rzucał ziarno w duszę młodzieży i pilnował, by wzrastała w miłości do piękna, miłości do człowieka, uwielbianiu wszystkiego co szlachetne i wzniosłe. Dla tej miłości człowieka, za okazanie ludzkich uczuć sponiewieranemu, umęczonemu współwięźniowi – zginął.

Opracowała Dorota Surowiak we współpracy ze stowarzyszeniem zwykłym „Lachy wczoraj i na wieki”

 

Kod pamięci ©2024 Dowiedz się więcej