None

Józef Drzymkowski

30.10.1934 - 17.02.2015

Nota biograficzna

Józef Drzymkowski odszedł od nas siedemnastego lutego 2015 roku. Jak co rano wstał i postawił czajnik na gazie, żeby zrobić sobie herbatę, której nigdy już nie wypił. Swoje dziedzictwo przekazał jedynej córce Iwonie. Józef, niecałe trzy lata, żył sam, bez swojej ukochanej żony Krystyny, która zmarła w 2012 roku. Nigdy nie narzekał i nie skarżył się na swoją samotność. Do ostatnich dni swojego życia był w pełni samodzielny. Korzystał z uroków złotej jesieni życia chodząc na spotkania seniorów w osiedlowym klubie, wybierał się również na organizowane pokazy "różności". Kiedyś zaprosił mnie i moją mamę na jeden taki pokaz, niestety nie dotrwałam do końca, gdyż techniki sprzedażowe, których używał prowadzący były dla mnie oburzające. Wyszłam po krótkiej wymianie zdań z prowadzącym. Dziadek nie był na mnie zły, wiedział, że na podobnych spotkaniach próbują człowiekowi coś "wcisnąć", uczestniczył w nich, bo miał wielką ochotę spotykać się z innymi ludźmi, a to zawsze była dobra okazja. Dziadek był pogodnym i czarującym mężczyzną, zawsze miał żart lub anegdotkę dopasowaną do sytuacji. Dziadek Józek był bardzo ciepłym i dobrym człowiekiem. Uwielbiałam siedzieć na kolanach dziadka. Zawsze miał swoje zaskórniaki i dawał nam na drobne wydatki. Zawsze chodził w koszuli, elegancik. Kiedy myślę o dziadku, widzę ciepłego, spokojnego człowieka. Nie pamiętam, żeby się złościł, miał dużo cierpliwości, żartował i uśmiechał się. Bawił się ze mną i moim młodszym bratem, brał nas na kolana i robił nam zjeżdżalnię. Zimą robił nam wywrotki na sankach - uwielbiałam kiedy późnym wieczorem odprowadzał nas do domu. Pamiętam ciepłe światło latarni, padający śnieg, puch na chodnikach i właśnie te wywrotki i to jak chcieliśmy więcej i więcej. Dziadek palił dużo papierosów, sam kroił tytoń i nabijał papierosy. Wciąż pamiętam jego małą, zamykaną popielniczkę. Dziadek czytał dużo gazet, głównie "Sport". Mam obraz dziadka przed oczami, jak siedzi z rozłożoną gazetą, w okularach. Dziadek był skrupulatny, pamiętam, jak w swoich zeszytach zapisywał wyniki meczów piłkarskich, tworzył tabele i statystyki na własny użytek, a na ich podstawie puszczał kupony w totalizatorze sportowym. Dziadek zawsze chodził w koszuli, a w kieszonce na piersi miał schowane zaskórniaki, którymi nas obdarowywał - a to na chipsy, a to na lody. Pamiętam, ze dziadek często pomagał babci w kuchni. Szatkował kapustę, obierał kurze łapki do galarety, obierał ziemniaki i robił to wszystko, o co poprosiła go babcia. Nie pamiętam, żeby przy tym marudził, nie pamiętam słowa nie. Dziadkowie byli zgodnym małżeństwem. Na mszy pogrzebowej (zarówno u babci, jak i u dziadka) ksiądz opowiedział, historię z ich życia, która cudownie opisuje ich relację oraz ich miłość: "Krysia uważała, że piętki od chleba są najsmaczniejsze, dlatego przygotowując kanapki, zawsze oddawała tę część swojemu mężowi. Józek je zjadał nie protestując, pomimo, że nie lubił piętek. Cieszył się, że mógł sprawić radość Krysi i zjeść ten kawałek chleba, który babcia uważała za najlepszy kąsek i który oddawała mu z miłością" Taki był dziadek, nie marudził, nie protestował, nie dyskutował, kochał swoją żonę do ostatnich dni jej życia. Czego nauczył mnie dziadek? Uczył mnie liczenia. Kiedy miałam około 5 lat liczyłam tak: jeden, dwa, trzy, pięć, osiem - dziadek konsekwentnie i cierpliwie powtarzał mi poprawną kolejność. Droczył się ze mną, kiedy pytał kim jest ta kobieta, wskazując na moją mamę. Ja mówiłam, że to jest moja mama, a on odpowiadał, że nie, bo to jest jego córka, a ja się wtedy denerwowałam. Nosił mnie na barana w rytm piosenki "gdzie żeś Ty bywał czarny baranie". Graliśmy w szachy i warcaby. Z szachami mi nie szło, ale podstawy tej gry znam właśnie dzięki jego naukom. Wtedy nie miałam cierpliwości do szachów, uważałam, że są nudne. Dzisiaj chłonęłabym każde posunięcie pionka. Lubiłam z dziadkiem rozmawiać przy tych naszych partyjkach warcabowych. Dziadek nauczył mnie zbierać grzyby. Jeździłam z nim na wycieczki do sosnowieckich lasów, dziadek pokazywał mi, które grzyby są jadalne, a które trujące. Pokazywał mi jeżyny, paprocie, mchy i resztę leśnej fauny i flory.

Twórczość dziadka Józka:

Szczęść Boże!

Dla tradycji to robimy i weselną bramę grodzimy.

Dla Młodego Pana – juniora Walczaka Radka

Dużo szczęścia życzy sąsiad i sąsiadka .

W dniu ślubu, tak wielkiego święta

Ojciec bierzmowany o Tobie Radku pamięta.

Godnie z podniesionym czołem wędruj przez życie,

W dostatku duchowym tudzież w dobrobycie.

Dziś także święta siostra Faustyna,

Modli się za Ali i Kazika syna.

Wszak była ciocią Kazika, Twojego taty,

Bądź więc jak Ona w wiarę bogaty.

Pan Młody to jest super gość, dobrze jego znamy,

To też za darmo w obce ręce Radka nie oddamy.

Od pana starosty weselnego i drużbanta starszego okupu żądamy

Nie chcemy dużo, nie mówimy dajcie pół tuzina.

Dla nas wystarczy flaszka gorzałki i butelka dobrego wina.

Wszyscy widzicie, że to bardzo mało,

Do kawy ciasta weselnego by się jeszcze zdało.

Mówimy to poważnie, nie dla jaj,

Bo to szósty wrzesień, a nie pierwszy maj.

Państwo Młodzi sto lat będą żyć,

A my za ich zdrowie także chcemy pić!

 

Bierzmowany Ojciec – Józef Drzymkowski

 

Kod pamięci ©2024 Dowiedz się więcej